TRE

19 lipca 2016
TRE

Mówi się „potrzeba matką wynalazku”. To powiedzenie śmiało można również odnieść do powstania metody TRE®. Jej twórca, dr David Berceli w latach siedemdziesiątych spędził rok w ogarniętym wojną domową Libanie. Po powrocie do domu zaczął doświadczać licznych dolegliwości zarówno natury fizycznej, jak i psychicznej (problemy z układem trawiennym, chroniczne zmęczenie, depresja). Symptomy, mimo iż dla dr Berceli’ego były jak najbardziej realne, nie zostały potwierdzone przez licznych lekarzy, u których próbował szukać wtedy pomocy. Został z tym wszystkim sam. Dziś już wiemy że cierpiał on na PTSD (Post Traumatic Stress Disorder/Zespół Stresu Pourazowego), jednak w tamtym okresie, ów pojęcie nie było szeroko znane ani wśród terapeutów, ani tym bardziej wśród lekarzy. To wszystko spowodowało że zaczął szukać samemu pomocy dla siebie.

Zgłębiając wiedzę na temat traumy zrozumiał, że była ona obecna już od zarania dziejów w życiu człowieka. Idąc dalej tym tropem zaczął zadawać sobie pytanie, jak ci ludzie, żyjący przed wiekami radzili sobie z zagrożeniami/z traumami? Zaczął również interesować się, jak z zagrożeniami radziły i radzą sobie zwierzęta, w końcu to od nich pochodzimy. Otóż zwierzę w chwili zagrożenia (np. atak innego zwierzęcia – drapieżnika) albo ucieka albo, gdy ucieczka jest niemożliwa, zamiera w bezruchu udając nieżywe – w efekcie drapieżnik często traci zainteresowanie „nieżywym” zwierzęciem i odchodzi. Po tak silnym przeżyciu, niesamowitym stresie, jakiego doznało zwierzę, zaczyna się ono trząść. W ten sposób rozładowuje nadmiar skumulowanej energii powstałej w wyniku ogromnego stresu/traumy. Na filmie widać, jak następnie zwierzę wstaje i biegnie dalej, praktycznie jakby nic się nie stało (https://www.youtube.com/watch?v=xmF52x3EJso).

U ludzi jest podobnie. Tutaj znowu przychodzi do pomocy autentyczna historia jakiej świadkiem był dr Berceli. Pewnego razu znajdował się on w schronie w czasie bombardowania jednego  z miast, w którym przebywał w czasie wojny. Jego uwagę zwróciła różnica w doświadczaniu tej sytuacji pomiędzy dziećmi, a dorosłymi. Te pierwsze całe się trzęsły, krzyczały, płakały. Ci drudzy wręcz przeciwnie, usztywniali się coraz bardziej (być może powodem była chęć niestraszenia dzieci swoimi reakcjami emocjonalnymi). W efekcie już po nalocie dzieci poszły się bawić, a dorośli zostali ze swoją nie rozładowaną energią – zostali z traumą.

Nie ustając w swoich poszukiwaniach, korzystając z takich metod jak Bioenergetyka Lowena (jedna ze szkół psychoterapeutycznych, która kładzie nacisk na pracę z ciałem), Tai Chi, Joga, czy różne szkoły sztuk walk, dr Berceli opracował specjalny zestaw ćwiczeń, które uruchamiają/wyzwalają w ciele wibracje. Tak powstało TRE®

Warto w tym miejscu zatrzymać się na chwilę przy drżeniu/wibrowaniu/trzęsieniu się przez nas dorosłych. W dzisiejszych czasach drżący głos, trzęsące się nogi, ręce, czy dowolnie inna część ciała, są oznakami że dana osoba się czegoś boi, co postrzegane jest jako jej słabość. I na nic tutaj fakt, że przerażające wydarzenia powodują naturalną reakcję ciała – jego drżenie. Zamykamy je w sobie, dusimy je, nie pozwalając rozładować się skumulowanej energii. Można to porównać do wybuchu bomby, która tuż po uderzeniu wybucha, wytwarzając ogromną energię i… w tej samej chwili tak jakby wszystko zamierało, zatrzymywało się. Problem w tym, że ta energia po jakimś czasie zaczyna żyć niejako swoim własnym życiem, niosąc niszczące skutki zarówno dla naszego ciała, jak i dla naszej psychiki.

Posiadamy naturalny mechanizm radzenia sobie z zagrażającymi sytuacjami, które często stają się naszymi traumami. Niestety w procesie ewolucji oraz socjalizacji stłumiliśmy go, bardzo dużo na tym tracąc. Drżysz, to znaczy że się boisz lub że coś z tobą/z twoją głową nie w porządku, a to oznacza że jesteś słaby, dziwny, śmieszny etc. Ideałem było by gdybyśmy w momencie zagrożenia lub tuż po nim zaczęli po prostu drżeć aby w ten sposób pozbyć się nadmiaru skumulowanej energii. Schodząc „głębiej w ciało”, celem tych wibracji byłoby pozbycie się nadmiaru substancji chemicznych obecnych w naszym ciele (min. adrenaliny, kortyzolu) oraz napięć. Skutkiem tego byłby fakt otrzymania przez nasz mózg informacji, że zagrożenie minęło i należy wyłączyć stan alarmowy (stanu tego faktycznie potrzebujemy w momencie samego zagrożenia, aby „przeżyć”, ale nie jest nam on potrzebny już po). Gdy tak się nie dzieje nasze ciało pozostaje niejako cały czas w stanie alarmowym, w stanie podwyższonej gotowości, nawet jak nic nam nie zagraża. Funkcjonujemy wtedy na zasadzie „walcz, albo uciekaj” (jest to biologicznie ukształtowany mechanizm, służący naszym przodkom do przetrwania). Ciało produkuje adrenalinę, która pompowana jest do naszych rąk (walcz) i nóg (uciekaj). Nadnercza wytwarzają kortyzol (hormon stresu). Jednak nadmiar zarówno adrenaliny, jak i kortyzolu nieadekwatny do potrzeb organizmu jest dla niego szkodliwy.

Takie same skutki w naszym organizmie, jak trauma, powoduje przewlekły, chroniczny stres. Z pozoru może się wydawać że u nas, w naszym życiu wszystko jest w porządku, ale nasze ciało odbiera to zupełnie inaczej. Spójrzmy na obrazy dostarczane nam przez media – cynizm, sceptycyzm, przemoc, fatalizm. „Ważna wiadomość” to zawsze zła wiadomość. To wszystko wywołuje w nas niepokój, niepewność jutra. Mamy liczne zobowiązania finansowe. W pracy na nasze miejsce czekają inne osoby gotowe na jeszcze więcej poświęceń, oczywiście za jeszcze mniejsze pieniądze. To czy nam zapłacą zależy od tego jak dobrze wykonamy powierzone nam zadanie. Problem w tym, że tych zadań mamy kilka, jeśli nie kilkanaście, a termin każdego minął „wczoraj”. To wszystko powoduje ogromny stres jakiego doświadczamy w naszym życiu. Musząc sobie jakoś z nim poradzić, często np. odcinamy się od naszych emocji, żeby „pójść dalej”. W przyrodzie nic nie ginie. Skumulowane, zamrożone, odcięte emocje wcześniej czy później dadzą o sobie znać np. pod postacią chorób psychosomatycznych, czy różnych dolegliwości w ciele, trudnych bądź niemożliwych do zdiagnozowania.

Wszystko na wczoraj, na już, w biegu. W kołowrotku codzienności, przestajemy czuć swoje ciało, nie wychwytujemy sygnałów informujących nas o przeciążeniu organizmu. Nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo jesteśmy spięci i naładowani stresem, jak płytko oddychamy. Nie rejestrujemy ostrzeżeń  płynących z ciała do momentu, kiedy jest już naprawdę źle i „zatrzymuje” nas nagle ból (o niewiadomym podłożu?), kontuzja (naprawdę nie wiem jak to się mogło stać!) lub np. zawał (taki młody??!)

Warto zwolnić i być może na dłużej zatrzymać się przy ćwiczeniach TRE® dając sobie szanse doświadczenia ich działania na swoje ciało oraz na swoją psychikę, choć dla mnie osobiście to zawsze jest jedno i to samo.

Zapraszam na TRE®

Tekst Bartek Mitka